PIEŚŃ MADONNY
Sławię człowieka.
Który jest dziełem
Mojego Pana.
Mój Pan go ulepił
Z materii i energii
Na granicy wody i ziemi
I dał mu twarz
Wieczności.
Jego mózg uczynił
Stolicą mądrości.
Jego serce —
Tronem miłości i krwi.
Jego zmysłom
Dał intuicję aniołów.
Wyobraźni —
Widzenie niebiosów.
Ciału —
Piękno cedrów libańskich.
Uderzam palcami
W siedmiostruną lutnię
I śpiewam chwałę
Dzieła Pańskiego.
Albowiem jest dobre.
Więc dlaczego smucisz się
I szukasz sensu swojego istnienia
Na mieliznach
Nieładu i zwątpień.
I ukamienowanych wartości?
Dlaczego lękasz się
Życia i śmierci,
Wieczności i przemijania.
I cienia własnej dłoni?
Nie trwóż się.
Nie jesteś osią
Kosmosu,
Który przemija.
Ani osią
Życia,
Które się wypala.
Ani osią
Swojego domu.
Zlota
I spichlerzy,
Które są marnością
Nad marnościami.
Jesteś osią Boga.
Mój Pan krąży dokoła
Ciebie.
Jak rój pszczeli
Dokoła ula,
Jak ptak
Dokoła gniazda.
Jak ziemia
Dokoła osi.
Więc dlaczego smucisz się,
Duszo człowiecza.
Burzo krwawiąca
W glinianej urnie?
ZBLIŻ SIĘ DO MEGO SERCA...
Zbliż się do mego serca. Mam poczucie winy.
Wciąż mi się zdaje, że jestem mordercą,
Poszukiwanym przez wszystkie straże niebiosów,
Które coraz szczelniej otaczają moje ciało,
Ciało mojej nieustannej ucieczki,
Ciało mojej pustyni,
Ciało mojej heretyckiej teologii.
Nie mam zamiaru
Ukrywać się w lesie elegijnych eukaliptusów
Ani zacierać śladów mojej obecności
Na piasku. Czekam na przyjście
Dwóch czarno odzianych aniołów
Z bambusowymi laseczkami
W filuternych dłoniach.
Któż nie pozna ich uśmiechów, misternie złożonych,
Jak wnętrze róży? Któż nie pozna?
Muszę być winny, bo mam poczucie winy.
Jest to równanie niemożliwe do rozwiązania.
Wprawdzie rozcinam zagadnienie jak owoc granatu,
Chcąc w jego wnętrzu odnaleźć odpowiedź,
Ale pestka nie jest odpowiedzią. Jest zalążkiem
Innego granatu. Zbliż się do mego serca.