Anna Kamieńska

BEZDROŻE

Widzę jak kroczy po wodzie po chmurach
to szczególne załamanie światła
jakiego nie odnalazł nikt z Rembrandtów
naszą sprawą jest tonąć i krzyczeć
a On spokojny nie boi się naszego zwątpienia
idzie każdym bezdrożem
bo jest drogą



PROŚBA

Boże przywróć rzeczom blask utracony
oblecz morze w jego zwykłą wspaniałość
a lasy ubierz znowu w barwy rozmaite
zdejm z oczu popiół
oczyść język z piołunu
spuść czysty deszcz by zmieszał się ze łzami
nasi umarli niechaj śpią w zieleni
niech żal uparty nie wstrzymuje czasu
a żywym niechaj rosną serca od miłości



TWARZ

Twarz wypłynęła bruzdami zorana
cierpieniem podziobana zapisana bólem
skorupa pomarszczona lampa wygaszona
gruda człowiecza śmiercią przemieniona

Boże weź tę bolesną głowę w swoje ręce
tak niebo trzyma w dłoniach ziemię



MODLITWA

Z iskry z prochu ulep mnie na nowo
znów zasadź drzewa w moim raju
jeszcze raz daj mi niebo nad głową

Bym Ci mogła przeczyć rozumami
przywoływać wszystkimi płaczami
odnajdywać jak miłość wargami



NA KOLANACH

Z oczu odłupał się błękit
z języka starła się słodycz
z palców zdarła się czułość
suche usta słów
nie szukają pocałunku rymów
studnia jest zatruta
woda martwa
samotność pusta
a jednak ktoś tam we mnie
niezmordowanie klęczy na kolanach



NIEWIARA

Tak
nawet kiedy nie wierzę
jest we mnie miejsce
dla niewiary niedostępne
rezerwat uparty
nieprzetrzebiony
skrawek dzikiej łaski
nietknięty śpiący w ciele ból
muzyka która w ciszy gniazdo wije



JESZCZE NIGDY

Jeszcze nigdy nie szłam tak ciężko
jakbym dźwigała na sobie całą Biblię
pustynie jej góry i morza
by wszystkie podnieść na wysokość krzyża



MODLITWA

Modlitwą zamykam usta aby nie krzyczeć
modlitwą zamykam oczy aby nie pragnąć



DZIĘKUJĘ

Dziękuję niebu że nauczono mnie wiązać snopki
łuskać groch obierać ziemniaki
dziękuję ziemi że dano mi prać pieluchy
przewijać dzieci czytać po łacinie
i pisać wiersze
wszystko jak Bóg przykazał w swoim czasie



TAK KIEDY W TŁUMIE

Tak kiedy w tłumie ujrzysz nagle kogoś
czekając na zielone światło
jest cały jasny i promienny
w otoku nieznanego światła
zapragniesz biec ku temu wszystkiemu co było

Tak spotkasz tego kto jest Panem
wmieszany w tłum da ci się poznać
po tej światłości którą zarzuci na niego
tak długo czekająca
cierpliwa twoja miłość


DROGA

Panie nasz

Jak szedłeś sam
przez ciasto życia

przez Matkę i Józefa
Annę Symeona
Jana Szymona
Martę Marię Łazarza
przez ślepych opętanych
trędowatych
przez Nikodema
Judasza
Piłata
łotrów obu
Szawła

Jak idziesz wciąż
przez nasze ciała

Tak ja niech pójdę

Przez spotkanego na wąskiej kładce
przez tego co biegł za mną brzegiem morza
tego co pryskał śliną gadulstwa
i nieśmiałego który mówił nic nie mówiąc
przez czyste oczy małego chłopca
przez babkę obok której klękam
nawet przez tego pana na ulicy
który nieznacznie sięga ręką w śmietnik
szukając niedopałków
przez tego co pożycza pieniądze na wódkę
tego któremu się ręki nie podaje
także któremu wszystkie ręce klaszczą
przez niemądrą dziewczynę o fioletowych paznokciach
przez kłótliwą zacietrzewioną urodę
i przez cienistą brzydotę
przez matkę
matkę matki
i przez syna
Do Ciebie



PRZYSZEDŁ

Przyszedł stanął przede mną
pod postacią ciemności
więc nie poznałam
dopiero ból znajomy mi powiedział
to On



ODCHODZĘ

Odchodzę od Ciebie codziennie
pracowicie jak mrówka
no powiedz
na ile lat
na ile dni świetlnych
i ciemnych
mam się oddalić od Ciebie
aby się zbliżyć tak bardzo
że przylgnąć
i zniknąć w Tobie
Wołam
przez całą szerokość Biblii
otchłań do Otchłani



NIEWIARA

Któż może jeszcze wierzyć w Boga
już kosmonauci przeszukali niebo
pod każdą gwiazdę jak pod krzesło zaglądali

Daremnie patrzą w górę łzawe oczy ikon
drapią się w niebo wieże i kopuły
krzyczą dżamije synagogi
w dwudziestym wieku wierzą w Boga tylko starcy

Jeden sentymentalny staruch Einstein
niezdarnie grał na skrzypcach
chodził boso i rozmawiał z Bogiem o geometrii

Drugi Jan w Rzymie leży cicho
pod kopułą Piotra
nie ma nic do powiedzenia

Bo cóż tu mówić
kiedy Bóg jak każda mądra miłość
jest milczeniem